28 mar Nie ma to jak poranne espresso
22:50
Nastaje cisza. Dzieci zasnęły, dom ogarnięty, obiad na jutro gotowy, pudełka zapakowane. Wiadomość od Przyjaciółki „żyjesz jeszcze?” Myślę, chyba już nie. Fajnie byłoby pogadać, tylko komputer już czeka w przedbiegach i paznokcie wypadałoby pomalować, ale tymi może zajmę się jutro.
Poranek.
Nastawiam budzik wcześniej, aby wypić romantyczną, poranną kawę z mężem. Przeciągam się leniwie, kilka głębokich wdechów. Słyszę brzęczący ekspres, to znak, że poranne esprresso już czeka w kuchni, tak jak lubię. To nic, że jest 5:40, chociaż chwila dla nas, chociaż 10 minut. Świeże kwiaty w wazonie, porządek w salonie, ja jeszcze w szlafroku. Buziak na do widzenia. Dzień dobry. Jest cudnie. Tak miało być.
Na wszystko przyjdzie czas, tylko wszystko w swoim czasie.
Real:
Pobudka 5:50
Mam nadzieję, że to co słyszę to tylko mój sen. Mylę się. Tupot stóp zbliża się do drzwi sypialni, kolejne 2 nogi budzą się do życia, czuję to konkretnie na swoich żebrach. Nie mam złudzeń. Dzień dobry nowy dzień.
Ogarniam siebie i chłopców, śniadanie, leki, inhalacje, 3 minutowy make-up w biegu. Kurczę, od 3 tygodni planuję wyskoczyć po puder, który skończył mi się 2 miesiące temu….. Stwierdzam, że w końcu muszę to zrobić, bo połączenie mojej skóry z kremem BB dla nastolatek nie jest najlepszym rozwiązaniem.
W między czasie kilka awantur, obite czoło Kuby i dramat Julka w 4 aktach z powodu popsutych konstrukcji lego. Ok., to jeszcze ogarniamy dom. Sypialnia, pokój chłopców, łazienka. W międzyczasie „Juluś umyj zęby”, „czeszemy włosy”, naprawianie konstrukcji lego. Dobra jedziemy dalej. Salon, „zafajdolony” stół po śniadaniu. Niech ktoś mi powie jak to się stało, jest 7:00, a w na szafce już tyle ustawionych gratów?! Awantura o wodę i próba dogadania się z niespełna 2 latkiem o co chodzi. Dobra mamy to! Książe Jakub dostał wodę w szklance, a chciał w kubeczku. Sytuacja opanowana. Coraz bliżej wyjścia. Tylko co się stało w tej cholernej łazience?! Przecież przed chwilą wszystko było ok. Julek mył ręce….Sprzątanie, wycieranie, zlew, szafki, podłoga. Jeszcze chwila zabawy w chowanego i lego. Czas na nas. Ubieranie. Przy drzwiach kolejno odlicz. Pot mi po plecach spływa, pierworodny gotowy, książę Jakub wybiera pantofelki. Jak nic, będzie z niego model. Dobra mamy to. Już prawie wychodzimy, jeszcze tylko zbiorę cały ekwipunek.
8:00 Udało się. Wyszliśmy z domu. Oddech świeżego powietrza, słońce na twarzy. Kilka głębokich wdechów. „Dam radę, mam tę moc, mam tę moc!” Wierzę w siłę tych słów. Zmieniam zdanie jak próbuję zapakować Kubę do samochodu, zapiąć go w foteliku. Fuck. Mam wrażenie, że minęła godzina, a to zaledwie jakieś 5 minut od przekroczenia drzwi klatki. Uff, sapię jak po przebiegnięciu 5 km. Tylko kiedy to było, kiedy ostatni raz byłam biegać?!
Droga do przedszkola. Korki. Medytuję i celebruję poranek, bo przecież trzeba wykorzystać chwilę. (spokojnie, taki mały żarcik).
9:00 Jul w przedszkolu, czas na Kubusia. Adaptacja. Emocje sięgają zenitu. Tylko dlaczego chce mi się tak bardzo spać? Przedszkolny dywan wydaje się być do tego idealny. Why not? „Kroplówkę siostro. Kawa dożylnie poproszę”. Dobra 11.00 lecimy dalej. Czas na projekt zdrowie. Godzina drogi do Międzylesia, badania, dziecko współpracuje, dajemy radę. Powrót, godzina drogi, jest dobrze. Dziecko śpi, może małe ploteczki z przyjaciółką. To tyle przyjemności na dziś.
Wracamy do domu, 13:30 obiad, sprzątanie, zupka, zabawy, pieluchy, przytulasy i buziaki.
15:00 Czas popracować. Do pracy rodacy. Tylko dlaczego czuję się tak, jakby była 20?! Przecież jeszcze nie zaczęłam pracować, przecież ja tylko SIEDZĘ w domu (kto wymyślił ten zwrot?!). Za chwilę Pacjent. Logistyka dziś nam sprzyja. Młodsza siostra jest w Warszawie, 15:10 staje w drzwiach, przejmuje Kubusia. Plac zabaw, trochę zimno więc później bajkolandia. Dadzą radę, mam 3 godziny na pracę. Julek z tatą na basenie.
15:15 przełączam swój mózg, pełna mobilizacja. Praca.
18.00 wszyscy meldują się w domu. Siostra wraca z Kubusiem.
Wyszła, a ja nawet nie wiem co u niej. Widziałam tylko jak radośnie (i chyba z lekką ulgą) podąża w stronę swojego spokojnego wieczoru. Zazdroszczę. Ale spoko, odbiję sobie. Jeszcze wypiję w spokoju to poranne espresso.
A u nas awantura, turbo zdrowa kolacja, kłótnia, zabawa, kąpiel, awantura, bajki, uffff. 20:15 Śpią.
20.30 espresso, komputer czas start („ale złom, przecież miałam się przenieść na nowy sprzęt!”), dobra, odpalaj się, szminka i uśmiech na usta, jeszcze twarz wymaga poprawy. Tylko znowu ten puder nie kupiony….Spotkanie z Pacjentami. 22.00 koniec.
Idziemy pod prysznic, chociaż chwila dla nas, wymiana zdań o dzisiejszym dniu i planach na jutro. Dobra mamy to. To jeszcze ja umówię lekarza, a Jarek ogarnie termin na basen.
Kwadrans skraca się do 8 minut. Latorośle wzywają.
23.30 tym razem Julek. Obydwoje biegniemy do pokoju. To źle wróży – Julek budzi Kubę. Zły sen. Ja przytulam Julka, Jarek Kubusia.
23.45 dobrze nam poszło.
To teraz jeszcze suszenie włosów. Bo fryzura musi być, bez fryzury ani rusz, fryzura rzecz święta. W międzyczasie przypomniało mi się kilka spraw. Kubę trzeba umówić do chirurga – pęknięte usta, nie chcą się goić, czas to skonsultować. W międzyczasie kolejna myśl: „fajnie byłoby wrócić na tańce – tango lub salsa” Tak jak kiedyś. No dobra przegięłam… fantazja mnie poniosła.
W głowie przegląd dzisiejszego dnia. Sprawdzam czy wszystko załatwione.
Listę dań na Wielkanoc przygotowana, relacja do mamy i teściowej zdana. Zrobię 4 dania w podwójnej ilości. Poszłam na łatwiznę.
Jeszcze tylko wrzucę do torby nową szczoteczkę i pastę, którą miałam zanieść od kilku dni do przedszkola. Nie jest źle. Luzik, najważniejsze że ją kupiłam jakieś 3 dni temu.
Czas, gdzie tak zasuwa? Jak to możliwe, że tak szybko minął ten dzień. Niewiele dziś pracowałam, przecież to zaledwie 4.5 godzin, a reszta to przecież „siedzenie w domu”.
Analizuję. Przecież w samochodzie spędziłam 3 godziny 15 minut! Kocham naszą stolicę. Komunikacyjny chaos poziom master. Szukaj plusów w minusach mówią. Działa. W tym wszystkim wpadł mi pomysł na nowy projekt. Tak w międzyczasie stojąc na czerwonym świetle. Jednak korki się do czegoś przydają. Wzbudzają kreatywność. Tylko jutro w swoim magicznym notesie sprawdzę czy jest na niego przestrzeń. Do końca czerwca na pewno nie wiec może wakacje albo jesień, pomyślę o tym jutro.
Do załatwienia na jutro zostało kilka nieodebranych telefonów z dziś. Oddzwonię rano jak będę stać w korkach.
Wchodzę na Instagram. Dosłownie na chwilę. Zaglądam do czarnaewcia -jest z rodzina są na Sycylii. Włochy. To moje marzenie. Dziś po raz drugi do mnie wracają. Rano z koleżanką rozmawiałam o wakacjach w Toskanii. Po cichu liczyłam, że już w tym roku uda mi się zrealizować to marzenie. Na wszystko przyjdzie czas, tylko wszystko w swoim czasie.
Nie, jeszcze nie w tym roku. Toskania to moje marzenie. Do zrealizowania na 2019r. Zapisane. A w tym roku kilka dni w Polsce. Może w góry uda nam się wyskoczyć? A na Toskanię pooglądam na Instagramie.
Dobra wracam na ziemię. Na głowie puch od nowego szamponu. Fuck. I jeszcze pianka do włosów się skończyła. O istnieniu odżywki już dawno zapomniałam. Jak ja mam ułożyć te włosy?! Dopisuje do listy zakupów: puder do twarzy, pianka do włosów. Będę piękna. Już za kilka dni, tylko ogarnę te zakupy.
24:00 dobranoc.
Nie. Jeszcze tylko odpiszę do przyjaciółki. „Jestem, żyję, odezwę się jutro. Pa.”
Dobranoc. O reszcie pomyślę jutro.
Nie jest źle. Może będzie dana chociaż chwila drzemki przed kolejna pobudką. Udało się
1:05 Kubuś. Dobrze jest, płacz Kuby nie budzi Julka. Rokowania dobre.
A potem jeszcze 2 pobudki.
5:20 budzik Jarka. Podobno poranny buziak na dzień dobry. Nie wiem, nie pamiętam. Jeszcze kiedyś wypijemy razem to poranne espresso….
5:50 i znowu tupot małych stop. Brak złudzeń. Dzień dobry. Dziś tylko zaczynam dzień tak:
A wiesz dlaczego Ci to wszystko napisałam? Na Instagramie (zobacz TUTAJ) bardzo spontanicznie ruszyła akcja #jestemalpinistką.
Dziewczyny, doceniajcie siebie. Doceniajcie nie tylko za te duże wydarzenia, projekty i sprawy. Te oczywiście, są cholernie ważne. W końcu zdobywanie K2 zima przynosi wiele satysfakcji. Tylko, że te nasze codzienne góry i doliny też zasługują na docenienie. I pewnie nawet z większą czujnością warto na nie spojrzeć. Tak łatwo je umniejszyć, przejść do tych dziennych spraw na porządku dziennym.
Zobacz jak wiele robisz, doceń siebie, bądź dla siebie dobra. Sama dla siebie. Nie oczekuj podziękowań z zewnątrz.
Ściskam
D.
Iwona
Posted at 23:53h, 28 marcaTak bardzo codzienne, tak bardzo prawdziwe. Poranna kawa z mężem bywa, że się udaje czasem. …
Daria Rybicka
Posted at 14:11h, 30 marcaIwona,
i wtedy jak bardzo cieszy ta kawa, prawda 😉
pozdrawiam ciepło
Joanna
Posted at 08:32h, 29 marcaMoja rzeczywistość pisana przez Ciebie….
Daria Rybicka
Posted at 14:11h, 30 marca🙂
przybijam piątkę Pani Dietetyk :*
PS. a jak organizujesz sobie materiały dla Pacjentów? Rozpisujesz jadłospisy w programie? Polecasz jakiś konkretny? u Mnie Aliant, ale szykuję się do zmiany .
kk
Posted at 08:52h, 29 marcadziękuję za ten wpis u mnie podobnie. proszę o więcej takich wpisów. teraz wiem ze nie jestem niezorganizowana porostu na wszystko przyjdzie czas. a najbardziej mnie denerwują starsze osoby tzn takie co mają duże dzieci i ciągle o sprzątaniu gadają
Daria Rybicka
Posted at 14:06h, 30 marcawidzisz, porządek musi być. Porządek rzecz święta 😛
ja mam swoją praktykę – jednym uchem wpuszczam, drugim wypuszczam to “dobre rady”. Nie tłumaczę, robię swoje 🙂
Pozdrawiam
Położna Kasia
Posted at 22:42h, 29 marcaNiesamowity wpis 🙂
Tak często myślimy, że u innych to poranne espresso jest 😉
Daria Rybicka
Posted at 14:04h, 30 marcadziękuję Kasia. Bardzo się cieszę, że tak fajnie został przyjęty.
dokładnie. I jeszcze przez podglądanie IG życia, tym bardziej kobiety się nakręcają 😉
Zmyłka z tym tytułem, co? 😉
Położna Kasia
Posted at 16:39h, 30 marcaZmyłka totalna z tytułem była strzałem w dziesiątkę! 🙂